Osiem pytań do Lyn Harris

Z Lyn Harris, perfumiarką z ponad 20-letnim doświadczeniem, założycielką marki Perfumer H, rozmawiam o początkach kariery, pobudkach o szóstej, przewadze mężczyzn w branży, zapachu świeżego dżemu, pieczonego chleba i ognia, i twórczyniach, których pracę podziwia.

 

Pamiętasz pierwsze perfumy, których używałaś?

DIOR Eau Sauvage mojego ojca. 

A dziś czym pachniesz? 

Próbką zapachu, nad którym aktualnie pracuję. W dość zabawny sposób reprezentuje osobę z wyczuciem stylu i wrażliwą na świat, który ją otacza.

W takim razie opowiedz, jak wygląda przykładowy dzień z twojego życia, gdy tworzysz.

Wstaję o szóstej. To pora, kiedy wszyscy jeszcze śpią i mam czas wyłącznie dla siebie. Piję herbatę i myślę, nad czym będę dziś pracowała, a co zlecić asystentce. Potem idę z psem do Primrose Hill i Regent’s Park — spacer pozwala mi doprecyzować pomysły. Poranki w biurze spędzam na rozmowach z zespołem i pracy kreatywnej, a po lunchu wącham nowe próbki. Kolejny spacer, tym razem po Marylebone, i znów siadam przy biurku, żeby przygotować modyfikacje, które wprowadzę następnego dnia. Wieczorem wracam prosto do domu, do mojego syna Henriego. Przygotowuję mu coś do jedzenia i po prostu jesteśmy razem, nie musimy wiele robić. I szczerze to kocham. 

Czy masz jakieś wczesne, ale już wyraźne wspomnienia związane z zapachem i kobietami w rodzinie?

Moja mama nosiła kilka zapachów, ale szczególnie lubiłam na niej CHANEL°5. Babcia z kolei zawsze pachniała czystością z nutą lawendy, było w tym coś nieskazitelnego, przytulnego, bezpiecznego. Ale to nie jedyne wspomnienie z nią związane. Mieszkała na wsi, miała małe gospodarstwo, w którym uprawiała warzywa i owoce. Miała też wielki, otoczony murem ogród kwiatowy nad strumieniem. Codziennie rano gotowała, więc ilekroć ją odwiedzałam, budziły mnie niesamowite zapachy dżemu, pieczonego chleba i ognia w tle. Prawdziwa sielanka.

Popraw mnie, jeśli się mylę, ale branża perfumeryjna nadal zdaje się być zdominowana przez mężczyzn. Czy coś drgnęło od czasu, gdy zaczynałaś? A może nigdy nie miało to dla ciebie większego znaczenia lub perspektywa ze „środka” jest inna?

Kiedy stawiałam pierwsze kroki w branży, pracowali w niej tylko mężczyźni i garstka silnych kobiet, w tym Monique Schlienger, która uczyła mnie w Paryżu. W Grasse również otaczali mnie sami perfumiarze — dosłownie, oni, ja i druga perfumiarka. W tamtym czasie nie wydawało mi się to jednak dziwne czy irytujące, być może dlatego, że dość szybko zyskałam akceptację — byłam chłopczycą i do tego Brytyjką, uznano mnie za interesującą „nowinkę”. Tak czy owak nie zajmowało to zbytnio mojej głowy, miałam cel i po prostu robiłam swoje — i matka, i ojciec od zawsze zachęcali mnie, żebym była tym, kim chciałam być, niezależnie od zastanych przeszkód.

Podziwiasz koleżanki po fachu?

Zachwycało mnie to, co tworzyła Monique, podziwiam też Françoise Caron i Christine Nagel za pracę dla Hermès.

Jakiej rady udzieliłabyś młodszej sobie?  

Bądź cierpliwa, bo prawdziwa kreatywność wymaga czasu. Zawsze wierz w siebie. 

Który z twoich zapachów dodaje ci sił?

Teraz Wood Land — dzięki niemu jestem otoczona przyrodą, którą kocham. Uwielbiam też kwiat pomarańczy. A tym, co naprawdę mnie otula, jest kadzidło. Angażuje zmysły, uspokaja i pozwala odzyskać siły.

 

Autor: Paulina Puchalska

Zdjęcia: Materiały prasowe marki, ilustracje: Stefania Kolanowska

PODZIEL SIĘ