Punkty stałe, punkty zmienne

Enzyme Cleanser
DR. BARBARA STURM

Lubię uczucie bardzo czystej i świeżej skóry rano i ten produkt mi je gwarantuje. Trochę jest z takimi proszkami zabawy, szczególnie pod prysznicem, ale nasypanie niewielkiej ilości na dłoń ostatecznie się udaje — powstaje drobna aksamitna pianka, która myje i delikatnie eksfoliuje. 

 

Body Cream + Firming Body Oil
OMOROVICZA 

Od lat łączę kremy do ciała z olejkami. Bazą zawsze jest Body Cream Omorovicza — uwielbiam tu wszystko, konsystencję, zapach, sposób, w jaki się wchłania i to, że faktycznie nawilża skórę. Nie szukam już dalej, to mój ideał. Po słońcu lub zimą, kiedy skóra jest wysuszona, po prostu dodaję odrobinę olejku — kiedyś Support Supersensitive Aromatherapy Associates (najbardziej kochałam w nim zapach), teraz Firming Body Oil Omorovicza. 

 

The Serum + The Rich Cream + The Face Oil
AUGUSTINUS BADER

To samo robię z pielęgnacją twarzy, już nawet się nie zastanawiam, tylko z automatu łączę The Rich Cream i The Face Oil, jakby głowa i ręce miały zakodowane, żeby sięgnąć po te dwa produkty; ostatnio lubię dołożyć pod nie jeszcze regenerujące serum. Sytuacja typu win-win — skóra jest porządnie nawilżona, ale wszystko szybko się wchłania, więc po zaledwie kilku minutach nakładam makijaż. 

 

Sun Drops SPF 50
DR. BARBARA STURM

Nie lubię filtrów. Wiem, że powinnam je nakładać codziennie, ale męczę się. Nie lubię ich konsystencji, gęstości, przypominają mi gips. Naturalne czy nie, pozostawiają film, którego nie potrafię oswoić — to kolejna warstwa pielęgnacji, a ja z warstwami mam kłopot. W zasadzie powinnam o tym mówić w czasie przeszłym — problem zniknął, kiedy pojawił się SPF od Dr. Sturm, Sun Drops. I jak nazwa wskazuje, wystarczy kilka kropli, żeby bez śladu wtopił się w skórę (do takiej formuły naprawdę trudno się przyczepić). Łączę go z kremem na dzień i idę w świat, gotowa na spotkanie ze słońcem, które uwielbiam.

 

 

Molecule 01 + Patchouli
ESCENTRIC MOLECULES

Uwielbiam paczulę. Nie zawsze na sobie, ale mam do niej spory sentyment — jak wielu w moim wieku, w młodości używałam olejku paczulowego. Nie dziwi więc, że połączenie Iso E Super i paczuli zrobiło na mnie takie wrażenie, wręcz zaczarowało. Miękkie, aksamitne, urzekające. I uwodzicielskie. (Efekt „wow” murowany). 

 

Domaine
MONA DI ORIO

Nie przepadam za kwiatowymi zapachami, ale ten jest po prostu śliczny. Może dlatego, że kwiatów w nim tak na dobrą sprawę niewiele, po nałożeniu na skórę robi się drzewny. Suchy, puszysty, szlachetny, utrzymuje się blisko ciała. Mając go na nadgarstku, cały czas podsuwam rękę pod nos, nie mogę się powstrzymać, to silniejsze ode mnie. Kto by pomyślał, że tak mi się spodoba konwalia!

 

Ambre Superfluide
LES EAUX PRIMORDIALES

Arnaud Poulain jest wizjonerem. Fascynują go architektura industrialna i perfumiarstwo. Łączy te dwa światy, tworząc pod szyldem Les Eaux Primordiales (lada moment w Galilu). Wszystkie jego (niezwykłe) kreacje znajdują początek w jego doświadczeniach, pamięci olfaktorycznej, która sięga nawet do dzieciństwa. Podarował mi kompozycję Ambre Superfluide i… przepadłam. Wspomnienie celebracji wspólnych chwil spędzonych w słonecznej kuchni w oparach babcinych wypieków. To barwna opowieść, wieloskładnikowa, pyszna. Cynamon, pomarańcza, miód, sezam, prażone jabłka z kardamonem, tytoniem, rumem i wanilią uzależniają. Zapach gourmand, do których, jak widzę, mam coraz większą słabość.

Zdjęcia: Luka Łukasiak / Paulina Puchalska

PODZIEL SIĘ